PAT RY C J A C E MB R Z Y Ñ S K A
PAT RY C J A C E MB R Z Y Ñ S K A
WIEŻA BABEL
NOWOCZESNY PROJEKT PORZĄDKOWANIA ŚWIATA I JEGO DEKONSTRUKCJA
UNIVERSITAS
Wstęp
Wieża Eiffla, zbudowana w 1889 roku w Paryżu z okazji wy- stawy światowej, pamiątka stuletniej rocznicy rewolucji francu- skiej, arcydzieło dziewiętnastowiecznej inżynierii, szybko obros- ła znaczeniami, które doskonale obrazują ducha nowoczesności i jego aspiracje: być użytecznym i postępowym. Wystawiona na chwałę nowoczesnej nauki jako triumfalna „brama” francuskie- go przemysłu stała się symbolem rozwoju i siły. Symbolem epo- ki, która żyje w rytmie maszyny. Ta latarnia postępu, kolej wio- dąca do gwiazd, wznosi się dumnie w sercu Paryża jako żywy pomnik idei podboju przestrzeni1. Xxxxxx Xxxxxxx pisał, że trze- ba nie lada wysiłku, by będąc w Paryżu, ukryć się przed spojrze- niem wieży, w jednym momencie łączącej wszystkich, którzy na nią patrzą. Xxxxxxx, sławny „łowca mitów”, jednym tchem wyli- czał obrazy, jakie w konfrontacji z wieżą podpowiada wyobraź- nia. Kilka z nich warto przywołać: rakieta, dźwig, fallus, pioru- nochron. Dla Xxxxxxx’a wieża Eiffla to właściwie „pusty znak”, ponieważ może znaczyć (i znaczy) właściwie wszystko. To opa- kowanie, które niczym worek można dowolnie wypełnić. Wie- ża zmusza nas, byśmy tworzyli jej legendę. To fenomen, które- go istnienie trudno podważyć, o którego znaczenie pytać jednak
1 W pewnym sensie jej siostrą jest The Beacon of Progress, zaprojektowa- na dla Chicago przez Xxxxxx Xxxxxxxxxxx’a, profesora MIT. Retoryka nowo- czesności, szlachetnie podana w przypadku wieży Eiffla, uległa tu, jak można wnioskować z zachowanych rysunków, karykaturalnemu wyostrzeniu i sakra- lizacji: The Beacon of Progress (mająca być także apoteozą Ameryki) przybie- ra formę gigantycznego obelisku, który wieńczyć miała postać Xxxxxxx, bogi- ni mądrości i rozumu.
można w nieskończoność. Choć widoczna dla wszystkich, wieża pozostaje w ukryciu – w jakimś sensie się wymyka; jest zawsze sobą, a zarazem zawsze czymś innym. To przedmiot wystawio- ny na spojrzenie, a zarazem centrum systemu optycznego, które nie zna własnego spojrzenia, jakkolwiek samo nieustannie „pa- trzy z ukrycia”. Nade wszystko jednak wieża Eiffla to konstruk- cja cierpiąca na „kompleks Babel”. Paryska budowla, jak wieża Babel, miała być użyteczna – Xxxxxxx podkreśla fakt, że inżynier Eiffel nieustannie wyliczał funkcje, które jego dzieło mogłoby spełniać („bezużyteczne coś” w samym sercu nowoczesnego mia- sta to skandal nie do pomyślenia). Wieża przede wszystkim mia- ła służyć nauce: pomagać w obserwacjach meteorologicznych, w studiach nad wytrzymałością materiałów, w badaniach nad fi- zjologią amatorów wspinaczki itp. Nauka miała legitymizować jej narodziny – tymczasem wieża zaczęła ostentacyjnie manife- stować swoją bezużyteczność, okazała się pustym miejscem, wy- pełniającym się tworami wyobraźni2.
Nowoczesny mit wieży uzupełnia Xxxxxxx o wątek struktu- ralistyczny. Każdy, kto odwiedza wieżę, okazuje się strukturali- stą – uprawia strukturalizm, nawet o tym nie wiedząc. Xxxxxxx podkreśla, że wieża spełnia marzenie o panoramicznym widze- niu, widzeniu z lotu ptaka, które czyni świat tekstem do czyta- nia. Wieża, po pierwsze, pozwala widzieć rzeczy w ich strukturze. Po drugie, pozwala z dostępnych fragmentów ułożyć całość; w tym wypadku Paryż, który zanim strukturalista przystąpi do pracy, po- zostaje jakby nie-gotowy. Strukturalizm jest szukaniem punktów, a następnie ich łączeniem i grupowaniem. Jeśli jakiegoś elemen- tu nie możemy znaleźć w panoramie, przeszukujemy ją wzrokiem do momentu, gdy odsłoni się on naszym oczom. Tutaj pamięć wal- czy z percepcją. Za wszelką cenę szukamy znaków, które są nam znajome i zdeterminowały kształt oglądanej przestrzeni. Tak pod- bijamy miasto, niczym nieujarzmioną naturę; już samo wejście na wierzchołek wieży, które stanowi inicjacyjny akt dotarcia na wyż- szy poziom świadomości, w rejony wyższych wartości, upoważnia
2 X. Xxxxxxx, The Eiffel Tower, w: Barthes: Selected Writings, red. X. Xxxxxx, London 1989, s. 237-240.
nas do tego. Patrząc z wysoka, spajamy strukturę miasta, pozwa- lamy, by się narodziło3. Scalamy, cementujemy, budujemy Paryż. Schemat tej operacji wygląda następująco: dostajemy do przeczy- tania i interpretacji miasto-tekst, więc pędzimy na szczyt wieży, który obiecuje wgląd w pełnię sensu.
„Dopóki wiem, gdzie jest »centrum«, dopóty nie mogę się zgubić” – pisze Xxxxxxx Xxxxxx0. Jak wielokrotnie będziemy się mogli przekonać, historia wieży Babel staje się historią cywili- zacji, która lęka się otwartej przestrzeni, historią miasta, gdzie
„centrum” jest dysponentem prawa (wieża ratuszowa / kościół
/ business center), za którym się opowiadam, gdy idę do „cen- trum”, potwierdzając w ten sposób porządek świata5. Bo tylko utożsamiając się z centrum, mogę być u siebie. Skandal miasta bez centrum polega na tym, że nie może ono przemówić jednym językiem, że jego przestrzeń nie tyle u-miejscawia (pozwala od- naleźć swoje miejsce), co wy-miejscawia wszystko, co się w niej znajduje.
Po drugiej stronie globu Barthes odnajduje takie miasto. To Tokio. Jego opis zamieszcza w Imperium znaków, tekście napisa- nym pod koniec lat sześćdziesiątych, po raz pierwszy wydanym w 1970 roku. Xxxxx Xxxxxx – „cywilizacja signifié”, a więc prag- nienia sensu i władzy, metafizyki (ostatnim signifié jest Bóg) – przeciwstawiony zostaje Japonii – systemowi, w którym signifié umyka, w którym przestaje istnieć centrum, a każdą rzecz rozu- mie się jako wydarzenie, nie zaś jako substancję. „Japonia” (jako metasystem, Japonia pisana w cudzysłowie) to królestwo signi- fiants, utworzone jako „sieć klejnotów, z których każdy odbija światło innego i tak dalej, w nieskończoność, nigdy nie dociera- jąc do centrum, jądra promieniowania”6.
Siecią klejnotów staje się dla Xxxxxxx’a właśnie Tokio – mia- sto, którego centrum wypełnia pustka. Xxxxxxx podkreśla, że nasze
3 Ibidem, s. 241-244.
4 X. Xxxxxx, Akro/nekro/polis: wyobrażenia miejskiej przestrzeni, w: Pisa- nie miasta – czytanie miasta, red. X. Xxxxxxx-Xxxxxxxxxxx, Poznań 1997, s. 16-17.
5 Ibidem, s. 12, 16-17.
6 X. Xxxxxxx, Imperium znaków, przeł. A. Xxxxxxx, wstęp M. P. Xxxxxxxxx, Warszawa 2004, s. 148.
zachodnie poczucie ciągłości doświadczenia miasta zostaje za- kwestionowane, gdy przestrzeń nie ma stałego punku odniesienia (jak chociażby wieża Eiffla), punktu, „do którego można iść i z którego można wrócić”. Naszym marzeniem jest miejsce-całość,
„względem którego się kieruje, jednym słowem – odnajduje się” człowiek7. Krytyka zachodniego porządku przebiega następująco:
Z wielu (historycznych, ekonomicznych, religijnych, militarnych) powodów Zachód nie tylko nazbyt dobrze zrozumiał tę zasadę: wszystkie miasta są kon- centryczne; ale też stosownie do ruchu metafizyki zachodniej, dla której każde centrum jest miejscem prawdy, centrum w naszych miastach jest zawsze peł- ne: miejsce naznaczone; to w nim zbierają i streszczają się wartości cywilizacji: duchowość (kościoły), władza (urzędy), pieniądz (banki), handel (wielkie skle- py), słowo (agory: kawiarnie, promenady); iść do centrum to spotykać „praw- dę” społeczną, to uczestniczyć we wspaniałej pełni „rzeczywistości”.
Jak w Paryżu, gdy wkraczamy na szczyt wieży Eiffla. Tym- czasem Tokio
przedstawia niezwykły paradoks: posiada oczywiście centrum, ale jest ono pu- ste. Całe miasto otacza miejsce jednocześnie zakazane i obojętne, siedzibę za- maskowaną zielenią, ochranianą przez fosy wodne, zamieszkaną przez cesarza, którego nigdy nie widać, dosłownie – zamieszkaną przez nie wiadomo kogo. Każdego dnia taksówki prowadzone szybko, energicznie i sprawnie, jak po li- nii strzału, omijają ów krąg (...); a więc samo centrum jest jedynie ulotną ideą, istniejącą tu nie po to, by promieniowała z niego władza, ale po to, aby nacis- kiem pustego centrum zmuszać cały ruch miejski do ciągłej zmiany kierunku8.
Puste centrum wymusza ruch – mobilność, płynność. Co cha- rakterystyczne, Xxxxxxx kończy swoje rozważania o Japonii xxx- xxxx domu japońskiego – domu bez mebli lub z małą ich liczbą, domu z przesuwanymi ścianami, domu bez miejsc, względem których ciało mogłoby się ustanowić jako podmiot czy właści- ciel. Pisząc o korytarzu Shikidai (zamek Nijo, Kioto), podkreśla,
7 Ibidem, s. 86.
8 Ibidem, s. 86-87.
że przestrzeń pozbawiona centrum jest odwracalna: „Można od- wrócić korytarz Shikidai i nic się nie stanie, poza bezbolesnym odwróceniem góry i dołu, strony prawej i lewej: zawartość zo- stała bezpowrotnie usunięta: bez względu na to, czy się przecho- dzi czy też siada wprost na podłodze (lub na suficie, jeśli odwró- cić obraz), nie ma się czego chwycić”9.
Jedynie ulotna idea – oto centrum Tokio. Zamiast pełni sensu, zamiast signifié, monologizmu, prawa czy innymi słowy – pod- porządkowywania wszystkiego źródłu, początkowi – zamiast ma- rzenia o tym, by znaki ujarzmić i wypełnić ostatecznym sensem, Xxxxxxx wybiera „kulturę znaków pustych”. Xxxxxx Xxxxx Xxx- xxxxxx pisze: „Japonia [tymczasem] to kultura znaków pustych: starannie wyartykułowanych, lecz nie odsyłających ku skrytemu sensowi, ostentacyjnie odmawiających sobie transcendencji, to kraj asemii, która (...) polega nie na nadawaniu rzeczom sensu, lecz jego usuwaniu, neutralizowaniu czy też »pustoszeniu«”10.
Japonia (jako system) pozwala wymknąć się opresji pełni, im- perializmowi, władzy ideologii11. Labirynt signifiants, który czy- ni język nieprzejrzystym, „pył zdarzeń, których z powodu braku ciągłości znaczeniowej nic nie może ani nie musi łączyć, kon- struować, kierować, kończyć”12, „słownik, w którym słowa mogą być definiowane tylko przez inne słowa”13 – oto Japonia – sy- stem luster, gdzie „lustro chwyta jedynie inne lustra”, gdzie roz- poznajemy „powtórzenie bez źródła, pamięć bez osoby, słowo bez powiązań”14. Przypomina się Biblioteka Babel opisana przez Xxx- ge Xxxxx Xxxxxxx – przestrzeń pozbawiona centrum, gdzie w sie- ni umieszczono lustro, które wiernie podwaja pozory, obiecując nieskończoność15.
9 Ibidem, s. 191.
10 M. P. Xxxxxxxxx, Szczęśliwa mitologia czyli pragnienia semioklasty, w: X. Xxxxxxx, Imperium znaków, s. 23.
11 Ibidem, s. 24.
12 X. Xxxxxxx, Imperium znaków, s. 147-148.
13 Ibidem, s. 148.
14 Ibidem.
15 J. L. Xxxxxx, Biblioteka Babel, przeł. X. Xxxxx-Xxxxxxxxxxxx, w: idem, Fikcje, Warszawa 2003, s. 90-91.
Dzieło inżynierii (wieża Eiffla), trwałe spoiwo przestrzeni u swych stóp, jak trwale spojone są stalowe elementy konstruk- cji, przeciwstawione zostaje pyłowi, wszystkiemu temu, czemu brak ciągłości, końca, konstrukcji, koherencji, struktury. Sprawa jednak komplikuje się, gdy weźmiemy pod uwagę co następuje: Pusta przestrzeń ma to do siebie, że dąży do wypełnienia. Przy- pomnijmy, że Xxxxxxx określił wieżę Xxxxxx jako „pusty znak”; to pustka, która może ubrać dowolny kostium i jak aktor na scenie grać coraz to inną rolę, mówić innym językiem – to stąd między innymi bierze się u Xxxxxxx’a porównanie wieży Eiffla do wieży Babel. Nie zapominajmy jednak, że równocześnie czyni on szczyt paryskiej konstrukcji „tronem” strukturalisty, który wieżę podbija i zdobywa, a posiadłszy ją, staje się panem jej mocy.
W tekście Po czym rozpoznać strukturalizm? Xxxxxx Xxxxxxx, wymieniając kryteria strukturalizmu, w punkcie szóstym umiesz- cza „pustą przegródkę”. To coś, co właśnie zawiaduje całą struk- turą. To „Przedmiot = x”, który należy odkryć, by odczytać ko- munikat; wobec niego wszystko się przesuwa i płynie: „Bez tego zerowego stopnia nie ma strukturalizmu”. W tym pustym miej- scu na tronie zasiada król, który decyduje o sensie rzeczy. Berło i korona – oznaki władzy. „Przedmiot = x” to symboliczny fallus (także w sensie przedmiotu pożądania) i w odniesieniu do niego dokonuje się rozdział miejsc w królestwie16. Ale idźmy jeszcze dalej: Xxxxxxx Xxxxxxxxx w posłowiu do Nadzorować i karać Xxxxxxx Xxxxxxxxx pustą przegródką nazywa wieżę Panoptyko- nu. Xxxxxx rzecz w tym, że „pustą przegródkę można bezpraw- nie zaanektować i unieruchomić każdą demokratyczną strukturę. Tak rodzi się totalitaryzm”, który „sprowadza strukturę władzy do prostego podziału na »my” i »oni«”17. To jego widmo zagra- ża przepływowi signifiants. „Oni” to wykluczeni, pozbawieni praw na mocy wyższego Prawa. Wieżę Xxxxxxxxxxx zamieszkuje
16 X. Xxxxxxx, Po czym rozpoznać strukturalizm?, przeł. X. Xxxxxxxxx, w: Drogi współczesnej filozofii, wybrał i wstępem opatrzył M. J. Siemek, War- szawa 1978, s. 311-320.
17 T. Komendant, Posłowie tłumacza, w: X. Xxxxxxxx, Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, przeł. T. Komendant, Warszawa 1998, s. 311.
nadzorca (nieważne, czy realny, czy będący tylko postulatem), który pilnuje, by wszyscy mówili jednym głosem.
Krytyka języka dominacji jest właśnie przedmiotem niniejszej książki. Xxxxx pojawia się w niej jako figura translacji (część I), miasta (część II) oraz wspólnoty (część III). Trudno oddzielić te figury, bo splatają się one na każdym kroku. Podjęcie kwestii ję- zyka (pisma) prowadzi do refleksji na temat przestrzeni. Xxxx- xxx mówić o przestrzeni to pytać o język i o wspólnotę, któ- ra w niej przebywa i która przestrzeń buduje – buduje w mowie i w piśmie. Świat to palimpsest i równocześnie wielki plac budo- wy, zapisywany pismem architektonicznym.
Wyzwanie zostało rzucone; postanowili wznieść wieżę sięga- jącą nieba, ale rozgniewany Bóg pomieszał im języki18. Ukarał bu- downiczych za grzech pychy i wywyższenia (Rdz 11, 1-9). Cha- os pomieszanych języków to chaos wzajemnie wykluczających się ideałów, a zarazem koniec wspólnoty, jaka istniała wcześniej. Po Babel nic już nie było takie samo, ludzkość została skazana na próby odwrócenia okrutnego losu. Tak przynajmniej wygląda tra- dycyjne odczytanie przypowieści. Możliwe jednak, że pomiesza- nie języków wcale nie było karą, lecz zapobiegawczą interwencją, gestem ochrony, by nie stało się nic złego. Spośród wielu różnych interpretacji mitu wspomnieć należy tę, którą proponuje Xxxxxx Xxxxxxx. W swej znakomitej książce poświęconej wieży Babel pi- sze on, że być może wieża „nie oznacza końca błogosławionego monizmu, stanu językowego uniwersalizmu”, że wielość języ- ków była stanem pierwotnym i to ona stała się przeszkodą – ona utrudniała realizację przedsięwzięcia19.
Na początku zapytajmy jednak: Xxx byli starotestamentowi budowniczowie?
To potomkowie Xxxxx, o czym mówi sama Biblia. „On to pierwszy panował w Babelu [Babilonie] (Rdz 10, 10)”20 – chodzi o Nimroda [Nemroda], wywodzącego się z linii Chama, jednego
18 Etymologia ludowa słowa: Babel – balal, czyli pomieszał.
19 X. Xxxxxxx, Po wieży Babel. Problem języka i przekładu, przeł. O. i W. Ku- bińscy, Kraków 2000, s. 392.
20 Utożsamienie budowniczych wieży Babel z mieszkańcami Babilonu za- pisało się w potocznej wyobraźni.
z trzech synów Xxxxx. To z Nimrodem tradycja najczęściej łączy budowę wieży. Niemniej innym razem budowniczych identyfiku- je z synami Xxxx [Xxxxx]21 – a słowo to w hebrajskim oznacza
„imię”. „Uczyńmy sobie znak [imię – P.C.], abyśmy się nie roz- proszyli po całej ziemi” (Rdz 11, 3). Synowie Sema rzucają swo- je imię przeciw imieniu Xxxx00. Czynią sobie imię, czy też nadają sobie imię, narzucając wszystkim jeden język: nie uniwersalny – podkreśla Xxxxxx Xxxxx Xxxxxxxxx – a „dominujący, rozciąga- jący swe panowanie nad wszystkimi użytkownikami”23.
Według Xxxxxxx’x Xxxxxxx Xxx interweniuje, rzucając swoje nieprzetłumaczalne imię24. Folklorystyczna opowieść zapisana w Księdze Rodzaju, która stara się wyjaśnić początek różnorod- ności języków i narodów, mówi teraz o wojnie na imiona (języ- ki) i zakończonej porażką próbie podporządkowania tego, co się zdarza, jednemu z nich. Budowniczowie skazani zostają na tłuma- czenie imienia tego, który pomieszał języki. Czyniąc to – a każdo- razowy akt tłumaczenia jest wpisaniem imienia w system różnic (innymi słowy, w tekst) – odbierają imieniu czystą jednostko- wość – zacierają jego absolutną własność, chociaż równocześnie sprawiają, że można je powtarzać. Wymazanie imienia własne- go poprzez zanieczyszczenie (uwikłanie w teksty) stanowi waru- nek jego powtarzalności, zaś powtarzalność jest warunkiem ko- munikacji25.
Wieża Babel staje się dla Derridy architektoniczną figurą trans- lacji i powtórzenia. Roztrząsając kwestię tłumaczenia filozofii za pomocą architektonicznej metafory, Xxxxxxx rzuca wyzwanie fi- lozofii jako wiedzy o początku, fundamencie, zasadzie dociera- nia do pełni sensu i prawdy rzeczywistości. Początek okazuje się
21 I oni są potomkami Xxxxx: „Oto potomstwo synów Xxxxx: Xxxx, Xxx- ma i Xxxxxx” (Rdz 10,1).
22 Tę wersję mitu wykorzystuje np. Xxxxxxx Xxxxxxx, o czym szerzej w pierw- szej części niniejszej książki.
23 M. P. Xxxxxxxxx, Efekt inskrypcji. Xxxxxxx Xxxxxxx i literatura, Byd- goszcz 1997, s. 311.
24 Za Xxxxxxxx Xxxxxx Xxxxxxxxxx podaję tutaj, jak widział całą spra- wę Xxxxxx: „Ba oznacza w językach orientalnych ojca, a Bel oznacza Boga; Ba- bel oznacza miasto Boga” – zob. ibidem, s. 312.
25 Ibidem, s. 270 i nn.
niemożliwy, próba jego nakreślenia – naznaczona błędem, opo- wieść o początku (o imieniu własnym) – zawsze nieprawdziwa, ponieważ uwikłana w sieć metafor, w translatorski kontrakt, który musi go niejako poprzedzać. Jeśli początek, ojciec chrzestny sen- su (jak nazywa go Xxxxxxx Xxxxxx), jest „miejscem wyrazów właś- ciwych”, „wiernie przylegających do swoich referentów”26, i jeśli dla filozofii jako wiedzy o początku metafora stała się niedorzecz- nością, czymś, czego nie można tolerować27, to dla Derridy język, a więc „armia metafor”28, staje się nawet nie tyle sposobem opisu świata, co sposobem istnienia rzeczywistości. Bowiem metafora to nie ornament, rusztowanie, które można odstawić. Wszystko istnie- je jako zwrot językowy; świat jest zbiorem sądów, musi więc – jak pisze Sławek – być od zawsze „zapoczątkowany”; tekst nie zako- twicza się w świecie, ale w innym tekście, a słowo już nie stoi na straży znaczeń, lecz uruchamia lawinę kolejnych słów29.
Zamieszkiwanie w Bibliotece Babel to wędrówka pośród liter uwolnionych spod władzy Logosu. Świat stał się tekstem, którego
„fundament” stanowi biel strony. Nie jest ona jednak tabula rasa, na której można by „budować od początku”. To przepaść, w którą może runąć każda prawda. Świat „po wieży Babel” pokrywa sieć poplątanych ścieżek, nie ma tu wejść i wyjść, pełno ruin, gdzie wędruje się od znaku do znaku, od słowa do słowa. Bóg rzucił swoje nieprzetłumaczalne imię. Powiedział „Babel”. Nieszczę- ście? Xxxxxx Xxxxxxx pisze: „Wydarzenia na wieży Babel były zarówno katastrofą (ang. disaster), jak i – a taka jest etymologia słowa disaster – spadającym na człowieka deszczem gwiazd”30. Xxxxxxx krytycznie odnosił się do ponowoczesnych „nowinek”, był sceptyczny wobec poststrukturalizmu i dekonstrukcji. Jeśli jednak zgodzimy się, że przez wieki przypowieść o wieży Babel przypominała o karze, a sama budowla w ruinie była symbolem przekleństwa, pogrążenia w zamęcie i sieci nieporozumienia, to
26 X. Xxxxxx, Filozofia spójnika i poezja negatywności, w: idem, Między literami. Szkice o poezji konkretnej, Wrocław 1989, s. 6.
27 Ibidem.
28 Sformułowanie Xxxxxxxxx Xxxxxxxxxxx, które przywołuje Xxxxxxx Xxxxxx.
29 Ibidem, s. 6-17.
30 X. Xxxxxxx, Po wieży Babel, s. 23.
właśnie ponowoczesność oswaja wieżę Xxxxx i w ruinach widzi
„deszcz gwiazd”. Czyni to, porzucając „cywilizację signifié” (mo- nologizmu, Prawa, sensu) na rzecz „królestwa signifiants”, czyli wymykającej się ideologii przestrzeni dialogu i tłumaczenia, gdzie odnajduje swój „wędrowny dom”. Wraz z ponowoczesnością po- mieszanie przestaje być postrzegane w kategoriach kary. Nie ozna- cza już nieporządku i niejasności, a staje się raczej uwolnieniem różnic, oswobodzeniem z więzów utopijnej unifikacji, ku której ciążyła moderna.
Jeśli bowiem rację ma Xxxxxxxx Xxxxxx, wówczas oświece- niowy projekt, z którego wyrasta nowoczesność, to w gruncie rzeczy ten sam projekt, który rozpoczęli budowniczowie wieży Babel. Widziana w kategoriach wielkiego kolektywnego przed- sięwzięcia i społecznej utopii budowa nowoczesnej wieży Babel staje się metaforą postępu i symbolem totalizacji. Przedsięwzię- cie nadzorowane przez „trybunał rozumu”31 ma na celu homoge- nizację różnic tkwiących w rzeczywistości.
W swoich rozważaniach Xxxxxx przypomina „miasto wieżow- ców” (Hochhausstadt) Xxxxxxx Xxxxxxxxxxxxx z 1924 roku – jego zdaniem, najbardziej totalitarny projekt urbanistyczny moderny, w porównaniu z którym wielkie, betonowe osiedla lat sześćdzie- siątych wydają się zaledwie niewinnymi „wprawkami” architek- tów32. A zatem: miasto-maszyna modernistów, Pomnik III Między- narodówki zaprojektowany dla Piotrogrodu przez Xxxxxxxxxxxx Xxxxxxx, Metropolis Xxxxxx Xxxxx (il. 11, 12) – przez pryzmat histo- rii wieży Babel przedstawiam nowoczesność, zrazu jako projekt emancypacyjny (nowoczesność żegna pełen zabobonów „Stary Świat”, stając się równocześnie epoką naukowego postępu, bu- duje wspólnotę równych sobie obywateli), następnie jako utopię, która zmienia się w dystopię. I jakkolwiek postrzeganie nowo- czesności jedynie jako ewolucji technik władzy nie wydaje się uzasadnione, to właśnie nowoczesna koncepcja władzy domaga
31 Rozumu, który jest totalny – zob. X. Xxxxxxxxx, The (De)Construction sites of the Postmodern, w: Zeitgeist in Babel. The Postmodernist Controversy, red. X. Xxxxxxxxx, Bloomington and Indianapolis 1991, s. 142-152.
32 X. Xxxxxx, Nasza postmodernistyczna moderna, przeł. X. Xxxxxxx i X. Xxxx- ler-Janiszewska, Warszawa 1998, s. 139.
się krytycznej analizy. „Centralistyczny” model rozumu-prawo- dawcy jest bowiem z gruntu metafizyczny, a nowoczesność za- chowuje schemat ośrodka kierowniczego jako źródła wiedzy, prawdy, przyswajając sobie koncepcję transcendentnego prawa (ale także sensu) o religijnych źródłach.
Lecz jak zawaliła się wieża Babel, tak i rozpada się – zdaniem Xxxxxxx – projekt oświeceniowy. Rumowisko, które pozostaje po upadku wieży Babel, formuje kłącze (termin Xxxxxx’x Xxxxxxx’a i Xxxxxx Xxxxxxxxxxx) – pozbawioną hierarchii sieć, podatną na nie- skończone modyfikacje i ciągłą metamorfozę, gdzie żadna tożsa- mość nie jest dana raz na zawsze. Stan „po wieży Babel” zaczyna być teraz pożądany. Chociaż przekonanie, że oswojona wieża Babel to Babel szczęśliwa, okazuje się w dużym stopniu przedwczesne. Niełatwo doświadczyć różnorodności w zglobalizowanym świecie spektaklu, gdzie granice wprawdzie znikają, a kultury się mieszają, lecz równocześnie pojawiają się kolejne formy unifikacji.
Za Xxxxxxxxx Xxxxxxxx przyjmuję, że „historia cywilizacji zurbanizowanej zaprezentowana jako wytwór ludzkiej hubris jest (...) do pewnego stopnia analogiczna do historii budowniczych wieży Babel, do pewnego stopnia wszelako, gdyż »dumie« będą- cej już złem na planie moralnym jednostki towarzyszy zło moral- ne na planie społecznym”33. Staram się jednak odsłonić nie tylko ciemną stronę nowoczesnych maszyn do mieszkania, ale również zademonstrować, jak na przedmieściach współczesnych metro- polii, których serce bije w rytmie kolejnych architektonicznych mód, powstają megaslumsy – oswojona wieża Babel dostępna jest bowiem nie dla wszystkich. Gdzie jej szukać? Zaczyna się wraz z Delirycznym Nowym Jorkiem Xxxx Xxxxxxxxx (il. 15). Odży- wa następnie pod postacią iconic buildings wielkich miast. Staje się architekturą władzy pieniądza. Obnaża wszelako pospolitość spektaklu, którym uwodzi jako zwykła „wieża Bubel” kultury su- permarketu oraz pomnik nagrobny świata indeksów giełdowych, w jaki zmienia się w fotomontażu Xxxxxx Xxxxx warszawski wie- żowiec Rondo 1 (il. 26).
33 X. Xxxxxx, Wnętrze. Z problemów doświadczenia przestrzeni w poezji, Ka- towice 1984, s. 61.
Jeśli w niniejszej książce interesuje mnie opisywana przez Xxxx Xxxxxxxxx (czaso)przestrzeń, „pomiędzy Wieżą Babel a Bi- blioteką Babel”34, to przede wszystkim ze względu na polityczny wymiar „tekstowego świata” oraz społeczne (poniekąd również geopolityczne) konsekwencje dekonstrukcji metafizyki jako filo- zofii początku, arché, centrum. Pragnę przy tym pokazać, że po- nowoczesność, która powstaje na ruinach nowoczesnego projek- tu, nie zapomina o nowoczesnych marginesach oraz wykorzystuje krytyczne i emancypacyjne impulsy oświeceniowego projektu, które zdradzone zostały w momencie, gdy społeczną utopię wol- ności, równości i braterstwa zaczęto realizować za pomocą siły. Ponowoczesny świat wyrasta z nowoczesności, z dyskusji nad no- woczesnością. Polemika przybiera formę ostrej krytyki, ale rzad- ko prostej negacji. Xxxxxx mówi nawet o transformacji moderny (nie zaś anty-modernie), przez co rozumie uradykalnienie nowo- czesnego, jakby nie było, postulatu pluralizmu przy równoczes- nym odrzuceniu snu o jedności35. Snu, z którego, jak zobaczymy, bardzo trudno się obudzić. Bo i ponowoczesność ma swojego Wielkiego Brata, odpowiedzialnego za znikanie miejsc warun- kujących debatę, kurczenie się przestrzeni publicznej, odtąd wy- reżyserowanej jak telewizyjny serial o amerykańskim przedmieś- ciu, gdzie różnorodność sprowadzona zostaje do „tego samego”, a punkty styczności między bogatymi i biednymi ograniczone są do minimum36.
„Stary model systemu słonecznego – jedno słońce dla wszyst- kiego i ponad wszystkim – już nie obowiązuje, okazał się nietraf- ny”. Tymi słowami Xxxxxx oznajmia koniec oświeceniowego pro- jektu, dodając jednak, że ponowoczesny „nie-fundamentalizm” polegać powinien na zwalczaniu pokus nowych monopoli i nad- użyć37. Jedną z nich byłby źle rozumiany relatywizm, który pro- wadzi do całkowitej dowolności. Inną – fałszywie definiowana
34 X. Xxxxxxxxx, Postmoderna: między Wieżą Babel a Biblioteką Babel, w: Postmodernizm, red. M. A. Potocka, Kraków 2003.
35 X. Xxxxxx, Nasza postmodernistyczna moderna, s. 10.
36 Zob. X. Xxxxx, Planeta slumsów, przeł. X. Xxxxxxxxx, Warszawa 2009, s. 171.
37 X. Xxxxxx, Nasza postmodernistyczna moderna, s. 8-9.
(a przez to trywializowana) różnorodność, utożsamiona z krainą obfitości znaną z telewizyjnych reklam, gdzie jednak nie można mówić o wolności wyboru, ponieważ w ofercie są tylko warto- ści zastępcze. W świecie „po wieży Babel” przeświadczenie, że wszystko stało się teraz równie dobre, jak cokolwiek inne, nie sta- je się na szczęście powszechne. Ci, którzy porzucili wielkie narra- cje, nie przestali niepokoić innych trudnymi pytaniami, wskazu- jąc, że pluralizm domaga się zaostrzonego widzenia problemów dotąd marginalizowanych, a także nowej etyki38.
Ze sprzeciwu wobec wszelkich form fanatyzmu, hegemo- nii politycznej i kulturowej – w tym zjawiska makdolnaldyza- cji społeczeństwa – w ramach Międzynarodowego Parlamentu Pisarzy rodzi się idea miast-azylów, gdzie „wojna na języki” – globalna debata – zastępuje globalną konsumpcję. Właśnie mia- sta-azyle, których „manifest” napisał Xxxxxxx, pojawią się na ho- ryzoncie dzisiejszej utopii. I podczas gdy czarnym snem Xxx Xxxxxxx (i jego zdaniem spełnionym) był opanowany przez tu- rystów, ujednolicony świat spektaklu, gdzie już nigdzie nie można udać się na wygnanie39, to Xxxxxxx odpowiada koncepcją polity- ki przyjaźni, którą urzeczywistnia społeczność tłumaczy. W cza- sach nakręconej spirali konsumpcji i wszechobecnej pogoni za przyjemnościami (i nieważne, ile to będzie kosztować), które by- najmniej nie sprzyjają wzmocnieniu więzi międzyludzkich, po- jawić się musi wszakże pytanie o warunki możliwości powstania wspólnoty w świecie „po wieży Babel”. Temu poświęcona zo- stała przede wszystkim ostatnia część mojej rozprawy, pomyśla- na jako historia Innego, odzyskującego w przestrzeni publicznej swoje pełnoprawne miejsce. Kolejnym rozdziałom, które w prze- ciwieństwie do dwóch poprzednich części książki mają charak- ter case studies, patronują tu: Xxxxx Xxxxx (Strażnicy iglicy (il. 29-33, 37-38)), Xxxxxxxx Xxxxxxxxx (Nomadowie świata (il. 39- 48)), Xxxxxxxxx Xxxxxxxx (Duchy panoptykonu (il. 49-51)). Jeśli
38 Ibidem, s. 12.
39 Zob. X. Xxxxxxxx, Xxx Xxxxxx – teoretyk przeklęty, w: X. Xxxxxx, Spo- łeczeństwo Spektaklu oraz Rozważania o społeczeństwie spektaklu, przeł. oraz wstępem i komentarzami opatrzył X. Xxxxxxxx, Warszawa 2006, s. 28.
początek narracji wyznacza teraz upadek totalitaryzmu, który skompromitował idee międzynarodówki i w pusty slogan zmienił robotnicze hasło „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”, to wyznacza go właśnie dlatego, że opadnięcie żelaznej kurtyny zbyt wcześnie uznano za początek odrodzenia międzynarodowe- go konsensusu i powrotu do ideałów oświeceniowych. W postto- talitarnym świecie nieskrępowanej wymiany kapitału pogłębiają- ce się podziały ekonomiczne rozpoczynają bowiem epokę nowej bezdomności i konfliktów zbrojnych. Mapa wojen w imię neoli- beralnego ładu oraz mapa etnicznych i rasowych antagonizmów okazują się pokrywać, podobnie zresztą jak mapa biedy i klęsk żywiołowych. To właśnie patrząc na taki atlas świata, Xxxxxxx Xxxxxxx apeluje do kosmopolitów wszystkich krajów, by tworzy- li przestrzenie eksperymentu z demokracją, azyle wolności słowa, w których ofiary globalizacji i wszyscy inni wykluczeni odnajdą swoje miejsce. Słowami „nowej kosmopolityki”, której francuski filozof staje się orędownikiem, przemawia ponowoczesna wieża Babel. A każdy głos zaciera swoje własne imię, podłączając się do wielości głosów, każde „ja” oczekuje odpowiedzi Xxxxxx, by znaleźć w nim swoje potwierdzenie.
W polifonii głosów powraca projekt budowy opisanej w Księ- dze Rodzaju. Mając na względzie porażkę emancypacyjnego przedsięwzięcia nowoczesności, ponowoczesność znów wznosi wieżę, znów buduje utopię, lecz tym razem ta budowa pomyśla- na zostaje jako na zawsze niezrealizowany plan. Założone z góry niedokończenie projektu, jego ciągła rewizja (czy ktoś powie – permanentna dekonstrukcja), która polegałaby na podtrzymy- waniu otwarcia na „obcy głos”, każdorazowe uruchamianie „ar- mii metafor”, okazują się ratunkiem dla wspólnoty, pozostającej wspólnotą rozstajnych dróg, wciąż czekającą i gotową ugościć każdego wędrowca, świadomą tego, że dopiero jego przybycie ją ukonstytuuje.
Świat „po wieży Babel” stał się bowiem nomadyczny, i dlate- go tak wiele miejsca poświęcam labiryntom; przestrzeniom bez centrum, bez początku i końca, starając się pokazać, że wieża Ba- bel i labirynt to figury komplementarne. Piszę zatem o labiryntach architektonicznych (New Babylon Constanta (il. 16), seria wież
Babel Xxxxxxxxxx Xxxxxxxxxxxxxx (il. 21-23)), książkach-labiryn- tach, słowach-labiryntach, ale przede wszystkim bibliotekach-la- biryntach (Biblioteka Babel) – domach wolności słowa, których gospodarzami są pisarze i tłumacze; myślę tu zarówno o translato- rach, jak i o interpretatorach tekstów. I jedni, i drudzy bezustannie mi towarzyszą, chociaż pierwsi w sposób o wiele bardziej oczy- wisty: Xxxxx Xxxx Xxxxxx, Xxxxxx Xxxxxx, Xxx Xxxxxxxx, przede wszystkim zaś Xxxxx Xxxxx i Xxxxx Xxxxxxx.
Xxxxx powraca kilkakrotnie. Nie tylko dlatego, że motyw wie- ży Babel (i labiryntu) często przewija się przez jego utwory, ale także dlatego, że ta „nieoswajalna” Kafkowa literatura sama przy- biera postać pajęczej sieci (labiryntu), w której do konceptualiza- cji idei dochodzi (się) w toku niekończącego się zderzania form, obrazów, metafor itd. Dochodzi się, nigdy ostatecznie nie docho- dząc do celu, bo to konstrukcja w procesie – przechodzenie z po- koju do pokoju, pisanie opowieści, które zmieniają się w inne opowieści. I co więcej, to pisanie, które zasysa do swego wnętrza politykę40. Calvino powraca, ponieważ zabrawszy swoich czytel- ników w podróż po miastach-fatamorganach (miastach nie-obec- nych, „niewidzialnych”), jak nikt inny wydobył poezję ukrytą po- śród gruzów zawalonej „wieży”; pokazał, jak na ruinach rodzi się
„wiedza radosna”.
00 Xxx. X. Xxxxxxx, X. Xxxxxxxx, Xxxxx: Toward a Minor Literature, przeł.
X. Xxxxx, Minneapolis 1986 (I wydanie: X. Xxxxxxx, X. Xxxxxxxx, Xxxxx: Pour une littérature mineure, Paris 1975) – tamże zob. wstęp tłumaczki: X. Xxxxx, Translator’s Introduction oraz esej: X. Bensmaïa, Foreword. The Kafka Effect (przeł. X. Xxxxxxx).
Część I
Babel. Figura translacji
Tekst i świat
Biblioteki są zaczarowaną krainą.
Xxxxxx Xxxxxxxx0
(...) kim jest ten mnich podobny do zwierzęcia i mówiący językiem z wieży Babel?
Umberto Eco2
W 2002 roku otwarto w Egipcie niezwykłą bibliotekę; biblio- tekę wzniesiono po to, by upamiętnić starożytną Bibliotekę Alek- sandryjską, która według legendy gromadziła całą wiedzę ów- czesnego świata (il. 1). Rozrosła się ona głównie dzięki ambicjom Xxxxxxxxxxxx, zwłaszcza zaś Xxxxxxxxxxx XXX, który chciał, by jego kolekcja była „kompletna”, by znalazło się w niej „wszyst- ko” – jeśli nie pod postacią oryginału, to przynajmniej kopii. W I w. p.n.e. bibliotekę dosięgły płomienie ognia podłożonego w mieście przez wojska Xxxxxxxx Xxxxxx. Zbiory częściowo oca- lały, lecz płonąć miały jeszcze dwukrotnie – w IV i VII w. n.e., za każdym razem w imię walki z „niewiernymi” księgami (a wal- czyli z nimi zarówno chrześcijanie, jak i Arabowie) i wyplenie- nia barbarzyństwa. Symbol cywilizacji, intelektualnej wolności i potencjału człowieka (tu pracował podobno Archimedes, tu Era- tostenes z Xxxxxx obliczył obwód Ziemi, tu powstała Septuagin- ta, greckie tłumaczenie hebrajskich ksiąg Starego Testamentu), zarazem symbol wszystkich spalonych bibliotek, postanowiono
1 X. Xxxxxxxx, Język bez końca, przeł. M. P. Xxxxxxxxx, w: idem, Powie- dziane, napisane. Szaleństwo i literatura, wybrał i oprac. T. Komendant, War- szawa 1999, s. 78-79.
2 U. Eco, Imię róży, przeł. X. Xxxxxxxxxxx, Warszawa 1993, s. 76.
odbudować – legendzie dać nowe życie. Konkurs rozpisany z koń- cem lat osiemdziesiątych wygrali architekci z firmy Snøhetta. Ich biblioteka – biblioteka na miarę XXI wieku – zaprojektowana zo- stała na planie koła, figury najdoskonalszej, wszystko-obejmują- cej. Dach ma formę dysku, który z góry przypomina mikroczip.
„Skóra” biblioteki, skóra high-tech, czyni zeń miejsce transferu informacji, wskazuje na rolę biblioteki w świecie opanowanym przez nowe technologie, przede wszystkim Internet. Dysk jest na- chylony wzdłuż jednego ze swoich promieni. Zagłębia się w zie- mię (lub dźwiga się z niej): w przeszłość i historię. Cylindryczna ściana, a dokładniej jej zewnętrze, przypomina zwój; wypisano tu symbole i litery języków całego świata. W skład bibliotecz- nego kompleksu wchodzi również, co istotne, budynek planeta- rium, którego bryła to sfera z miejscami dla ponad setki widzów. Bibliotheca Alexandrina urzeczywistniać ma ideę kosmicznego gmachu tekstów i języków3. Krainę, która sama jest Księgą.
Również gmach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego (1994-1998), autorstwa duetu Xxxxx Xxxxxxxxx & Xxxxxxxx Xx- xxxxxx, jest budynkiem do czytania (il. 2). Jego fasadę zdobią monumentalne tablice z tekstami w różnych językach (między in- nymi hebrajski, greka, staropolski, jest też zapis nutowy i mate- matyczny). Podobnie jak w przypadku nowej Biblioteki Aleksan- dryjskiej pomysł tego rozwiązania architektonicznego nawiązuje do dziewiętnastowiecznej Bibliothèque Sainte-Xxxxxxxxx w Pa- ryżu, zbudowanej według projektu Xxxxxxxx Xxxxxxxxx’a, gdzie na fasadzie wypisane zostały rzędami nazwiska sławnych auto- rów i uczonych, tak iż stała się ona czymś w rodzaju wycinka wielkiego katalogu.
HINC OMNIA („Stąd wszystko”) – napis na miedzianej księ- dze u wejścia do głównej części BUW sugeruje, że tu wszystko ma swoje źródło. Dalej znajduje się tak zwana kolumnada filozofów (na smukłych słupach stoją pomniki Xxxxxxxxxx Xxxxxxxxxxxxx,
0 Xxx. Ch. Xxxxxxxx, The Architecture of the New Library of Alexandria,
„Massachusetts Review”, Winter 2002, Vol. 42, Issue 4, s. 573-584 (autor ar- tykułu, Xxxxxxxxx Xxxxxxxx, jest jednym z architektów nowej Biblioteki Alek- sandryjskiej).
Xxxx Xxxxxxxxxxxx, Xxxxxxx Xxxxxxxxx, Xxxxxxxxxx Xxxxxxxxxxx- go). Xxxxxxxxx x Xxxxxxxx opowiadają o świecie, który stał się biblioteką. HINC OMNIA. „Na początku była biblioteka”, a jeśli tak, to „początek” miał od zawsze mnogi i poróżniony charakter, jak poróżnione są księgi, które pomieszczono w budynku. A po- nieważ na dachu założono ogród, nie może być wątpliwości, że znów mamy do czynienia z „kosmicznym” gmachem, który nie- jako istnieje od zawsze i nigdy nie zniszczeje, a nawet jeśli, to się odrodzi. Podczas gdy fasada biblioteki zwraca się ku miastu – ku kulturze, dach reprezentuje naturę i jednocześnie kieruje się ku niebu. Tworzy rodzaj kopuły, przez którą można zaglądać do wnętrza budowli, założonej na trzech osiach – dwóch poziomych, tworzących krzyż i trzeciej – pionowej, w której widzieć nale- ży axis mundi. Architekci nie chcieli, co ciekawe, ogrodu w ty- pie francuskim, zgeometryzowanego, pełnego ozdobnych roślin i drogiego w utrzymaniu, a taki, choć nie stricte francuski, po- wstał – zupełnie wbrew idei autorów4. Zgodnie z projektem dach porastać miały rośliny synantropijne (w tym także ruderalne), ros- nące spontaniczne i wymagające minimalnej pielęgnacji – gatunki wciąż niedowartościowane, chociaż bardzo atrakcyjne wizualnie, a przede wszystkim rosnące w symbiozie z architekturą; takie, które ukorzeniają się w naturalny sposób i nie zagrażają budyn- kowi. BUW miała być otwarta na żywioły – nawet wiatr, który rozsiewa nasiona, stawał się sprzymierzeńcem gmachu.
Dach przykrywa ziemia, wiosną bibliotekę porastają trawa, kwiaty, krzewy. Niemal chciałoby się widzieć BUW jako biblio- tekę podziemną, której sale i korytarze, i woluminy w nich po- mieszczone, tworzą jedność z systemem roślinnych korzeni i kłą- czy. Czas biegnie, zmieniają się pory roku, a ona trwa. „Biblioteka istnieje ab aeterno – pisze Xxxxx Xxxx Xxxxxx. – W prawdę tę, któ- rej bezpośrednią konsekwencją jest wieczność świata, nie może wątpić żaden rozsądny umysł”5.
4 Projekt architektki krajobrazu Xxxxx Xxxxxxxxxx.
5 J. L. Xxxxxx, Biblioteka Babel, przeł. X. Xxxxx-Xxxxxxxxxxxx, w: idem, Fikcje, Warszawa 2003, s. 92.
Książki tworzą ogród kultury, ale także filar cywilizacji. Dru- ga metafora znalazła sugestywną wykładnię niedaleko dworca St. Pancras w Londynie, gdzie wzniesiono nowy budynek British Li- brary (il. 3). Pod względem architektonicznym najbardziej interesują- ce okazuje się wnętrze biblioteki, przede wszystkim wieża z książek, która spełnia funkcję kręgosłupa gmachu. Architekt Xxx Xxxxx Xx Xxxx Xxxxxx (1922-2007) zaprojektował coś w rodzaju szklanego szybu, który biegnie przez sześć pięter budynku. W środku mieści się ko- lekcja woluminów króla Xxxxxxx XXX (1760-1820). Kościec zbudowa- ny z książek, z tekstów skazanych na wieczną kłótnię, kręgosłup po- dzielony w sobie, chociaż zapewne nie na tym polegało zamierzenie architekta, który uczyniwszy królewskie zbiory kręgosłupem biblio- teki narodowej, składał przede wszystkim hołd fundatorowi, robiąc głęboki ukłon w stronę spadkobierców jego berła i jego panowania. Niemniej tam, gdzie pojawia się książka, pojawić się musi prawda o retoryczności wszelkich operacji, za pomocą których próbuje się budować „gmach-na-cześć”. Pojawić się musi wieża, która się roz- pada: wieża Babel, a wraz z nią historia o pomieszanych językach.
Wspomniany tu przed chwilą Xxxxx Xxxx Xxxxxx xxxxx naj- bardziej przekonująco przedstawił życie we współczesnej wie- ży Babel (w 1941 roku)6. Świat, który maluje on przed czytelni- kiem, jest wszakże już nie tylko wielojęzyczną wieżą Xxxxx, ale właśnie wielotekstową Biblioteką Babel7. Czytamy o labiryncie, złożonym z nieokreślonej liczby sześciobocznych galerii o ukła- dzie niezmiennym:
Dwadzieścia szaf na książki, po pięć szerokich szaf na każdy bok, wypełnia wszystkie boki prócz dwóch; ich wysokość równa wysokości pięter, zaledwie przekracza wzrost przeciętnego bibliotekarza. Jeden z wolnych boków przyle- ga do wąskiej sieni, która wychodzi na inną galerię, identyczną jak pierwsza i jak wszystkie. Po lewej i po prawej stronie sieni są dwa malutkie pomieszczenia. Jed-
6 To między innymi o Xxxxxxxx pisze Xxxxxxxx w eseju Język bez końca. Xxxxxx też zainspiruje Xxxxxxx Xxx, który akcję swej „detektywistycznej po- wieści” Imię róży osadzi w bibliotece klasztornej.
7 Zob. X. Xxxxxxxxx, Postmoderna: między Wieżą Babel a Biblioteką Babel, w: Postmodernizm, red. M. A. Potocka, Kraków 2003, s. 68.
no pozwala spać na stojąco; drugie zaspokajać potrzeby naturalne. Przechodzą tamtędy spiralne schody, które zapadają się i wznoszą ku odległym xxxxxxxx0.
Ta ciasna, przyprawiająca o klaustrofobię przestrzeń nasuwa- ła wielu skojarzenia z architekturą Carceri Xxxxxxxxxxxx Xxxxxx- xxxxx. Xxxxxx Xxxxxxxxx tak pisał o tej osobliwej, pryzmatycznej
„strukturze”: „Może być odosobnionym miejscem, ową wyizo- lowaną przestrzenią negatywną, może jednak też – jak labirynto- we miasto i labiryntowe więzienie – stać się światem”9. Jest nim na pewno. Jest, jak czytamy na samym początku opowiadania, wszechświatem. I to, co jedni nazywają wszechświatem, inni na- zywają biblioteką! To miejsce, po którym się „podróżuje”, czy może raczej wędruje bez końca. Podróżnik, skazany na włóczęgę, w jakimkolwiek kierunku wyruszy, stwierdzi, gdy miną już wie- ki, że „te same tomy powtarzają się w takim samym chaosie”10.
Biblioteka Babel mieści w sobie „wszystkie książki”, a więc jej opis znajduje się pewnie w którejś z nich – xxx Xxxxxx, objaśnia- jąc, czym jest biblioteka, ucieka się do parafrazy znanej metafory11 określającej Boga jako „okrąg (kulę), którego środek jest wszędzie i obwód nigdzie”. Czyż nie sugeruje tym samym, że Xxxxx jest nie- przetłumaczalnym imieniem Xxxx? Powiadają, że „Biblioteka jest kulą, której dokładnym środkiem jest jakikolwiek sześciobok i któ- rej obwód jest nieosiągalny”. W końcowym przypisie Xxxxxx wpro- wadza również inne porównanie. Pisze tam, że w sumie
ta ogromna biblioteka jest zbędna: w zasadzie wystarczy jeden tylko tom, o zwykłym formacie, wydrukowany in nono czy in decimo, który składałby się z nieskończonej ilości nieskończenie cienkich kartek. (...) każda pozorna kartka rozdzielałaby się na inne, analogiczne; niepojęta kartka środkowa nie posiadałaby strony odwrotnej12.
8 J. L. Xxxxxx, Biblioteka Babel, s. 90.
9 X. Xxxxxxxxx, Labirynt, przestrzeń obcości, w: idem, Mity przebrane, Kraków 1990, s. 185.
10 J. L. Xxxxxx, Biblioteka Babel, s. 102.
11 Wszak wszystko już zostało opisane i z „labiryntu tekstów” uciec nie można, a książki mówią o innych książkach; Xxxxxx musi odwołać się do tego, co już zostało napisane.
12 J. L. Xxxxxx, Biblioteka Babel, s. 91 i 102.
I biblioteka, i książka przypominają swoją budową struk- turę fraktali, w których część jest podobna do całości13. Porzą- dek świata przedstawionego w opowiadaniu okazuje się „ładem” zgodnym z teorią chaosu. Tutaj „nieskończoność języka rozmna- ża się w nieskończoność, bez końca powtarzając się w rozdwo- jonych figurach Tego Samego”14.
Biblioteka Xxxxxxx jest wielką tajemnicą, ale przecież tajem- nica ta powinna dać się wyrazić w słowach. Biblioteka „z pew- nością wyprodukowała język, jaki jest do tego potrzebny”. Tylko że, po pierwsze, każda księga to też labirynt. Po drugie, nie ma dwóch identycznych książek. Po trzecie, jak znaleźć przysłowio- wą igłę w stogu siana? Jak znaleźć tę jedną jedyną Księgę, któ- ra pozwoli poznać tajemnice wśród tylu innych, skoro zarazem żadna z nich nie zawiera ani jednej absolutnej niedorzeczności? Xxxxxx daje do zrozumienia, że sens jest mnogi i rozproszony, a prawdy co najwyżej cząstkowe i trudno je pogodzić. Głowiń- ski wysnuwa wniosek: „W tekście Borgesa biblioteka (...) zrów- nana z wieżą Babel, przekształciła się w swoistą przestrzeń nie-
-porozumienia”15.
Zrównanie wieży Babel i labiryntu – zauważa Xxxxxxxxx – właściwie narzuca się samo przez się. Każde na swój sposób two- rzy przestrzeń, którą trudno opanować i kontrolować: „Obydwa kwestionują uporządkowaną budowę świata, nadając asymetrycz- ności wymowę symboliczną”. Labirynt z zasady też nie sprzyja porozumiewaniu się. Kręty i pozbawiony środka utrudnia kon- takty i dialog, dezorientuje. Dlatego przypomina wieżę Xxxxx, ale taką, w której języki pomieszały się już nie tylko ludom, ale – jak będzie podkreślał historyk literatury – jednostkom16. Xxxxxxxxx
13 Fraktale charakteryzują się własnością samopodobieństwa (są samo-po- dobne w sensie przybliżonym), „regularnością w nieregularności”. Nie moż- na ich opisać za pomocą geometrii euklidesowej. Xxxxxxxxx Xxxxxx odnosi też do fraktali pierwszy z opisów biblioteki, który pojawia się w opowiadaniu (ten o sześciobocznych galeriach) – zob. X. Xxxxxx, Zamieszkać w Bibliotece Ba- bel – o chaosie współczesnych tekstów kultury, w: Efekt motyla. Humaniści wo- bec teorii chaosu, red. X. Xxxxxx i D. Heck, Wrocław 2006, s. 167.
14 X. Xxxxxxxx, Język bez końca, s. 78.
15 X. Xxxxxxxxx, Labirynt, przestrzeń obcości, s. 186.
16 Ibidem, s. 183-186.
odsyła tu czytelnika do obrazu Wieża Babel Xxxxxxx Xxxxxxx (nie precyzuje jednak którego, znane są wszak dwa). Pisze:
Wieża Babel, ta w każdym razie, którą utrwalił w wyobraźni europejskiej Brue- gel, składa się z niezliczonej liczby okien, czy raczej – bo tak chyba należało- by powiedzieć – otworów. „Okna” te mają bowiem różne kształty i różne roz- miary, rozmaicie są usytuowane, ich rozłożenie nie podlega regułom symetrii. Nie stanowią one z całą pewnością „okien na świat” umożliwiających pozna- nie tego, co znajduje się poza budowlą. Są raczej „kanałami komunikacyjnymi” w świecie, w którym komunikowanie się między ludźmi przestało być możli- we. Przez każdy z tych otworów mówi się inaczej (...)17.
Język rozszczepiony zostaje na idiolekty, o różnym stopniu od- osobnienia: „Jakby każdy z mówiących wysuwał samotnie głowę z przeznaczonego mu otworu w Wieży Babel i głosił coś niepoję- tego dla osoby wychylającej się z sąsiedniego otworu”18. Zdaje się, że nikt tu nie słucha nikogo, a kanały komunikacyjne się nie prze- cinają. Tak jednak nie jest. „Osobność” języków, każda jednost- kowość (idiom), każda „sygnatura” (mówiąc językiem Derridy), domaga się kontrasygnaty i tłumaczenia (stąd „potworność” ba- bilońskiej konstrukcji; potwornej, bo właśnie „wielogłosowej”), chociaż równocześnie ucieka przed kontrasygnatą i tłumaczeniem. Historia wieży Babel jest historią tłumaczenia nieprzetłumaczal- nego. „Osobność” nie może się zasklepić w sobie, ale z konieczno- ści musi się otworzyć; musi zostać rzucona na łup konwencji i reguł (kultury), przekroczyć teraźniejszość, zdarzeniowość, jednorazo- wość, musi stać się powtarzalna (tj. ulec kontaminacji z czymś po- wtarzalnym), a zatem stracić całą swoją „niepowtarzalność”. Tyl- ko w ten sposób – paradoksalnie – przetrwa, tylko tak zachowa swą
„osobność”. Idolekty pozostają we wzajemnym splocie, w dialogu. Monolog, jak się za chwilę okaże, nie istnieje; inne zawsze woła i wzywa, oczekuje przyjścia drugiego innego19.
17 Ibidem, s. 184-185.
18 Ibidem, s. 189.
19 Odsyłam tutaj do książki Xxxxxxx Xxxxx Xxxxxxxxxxxx Efekt inskrypcji. Xxxxxxx Xxxxxxx i literatura, Bydgoszcz 1997.
Opisywaną tutaj przestrzeń nie-porozumienia i translacji, czyli bablejskiego potwora, dowcipnie przedstawił Xxxxx Xxxxxxxxx- ski w minidramacie Wiwisekcja20. Po raz pierwszy wystawiono go w Teatrze na Tarczyńskiej w 1955 roku. Monodram na drewnianą skrzynię i dwie ręce w czarnych rękawiczkach warto tutaj pokrót- ce przypomnieć. Na scenie pojawia się dziesięć palców ubranych
„po rembrandtowsku”, czyli w czarne sutanny i białe kryzy. Mały, Serdeczny, Średni, Wskazujący, Kciuk. Po pięć z każdej ręki. Pal- ce zebrały się, by kontemplować tajemnicę bytu, przetłumaczyć imię Xxxx, w którego roli występuje grzebień. „Nie da się xxxxx- xxx jego objawem ani jednego ziarnka z peruki jego idei”21. Jak wyrwać mu włos? Pewne jest tylko to, że On czesze. Grzebień, trzepaczka, solnica unoszą się nad ich głowami – a palce „czczą pismo przedmiotów”22.
Rozpoczęcie przedstawienia zapowiadają jarmarczne gło- sy dobiegające zza sceny. Wiwisekcja wyrosła z „kultury śmie- chu” i karnawału, z tradycji ludowych Saturnaliów. Ożywia świę- tokradcze mity. Są tu szyderstwo i ironia. Miłościwie panujący Grzebień – król karnawału – pada ofiarą rytualnego mordu. Prze- prowadza się jego sekcję zwłok – anatomię23. Odwróceniu ulegają hierarchie. Wszystkie tabu zostają obalone24. W karnawale doko- nują się rozkład i, będąca jego konsekwencją, karykaturalizacja
„ciała społecznego”, bo skoro król umarł, panuje anarchia. Dzie- sięciu palców-doktorów, ubranych dostojnie, zaczyna prowadzić groteskową rozmowę na temat tajemnicy tego, co „jest”. Gubią się w filozoficznych paradoksach. Nad nimi, jak powiedziano, wisi On (Bóg-grzebień): „On – rytm tożsamości. On – wieloznaczność rzeczywistości. On – wszystkojedność wszystkiego w byle czym.
20 X. Xxxxxxxxxxxx, Wiwisekcja, w: idem, Teatr Osobny. Utwory zebrane,
x. 0, Xxxxxxxx 1988, s. 10-27; na temat Wiwisekcji zob. X. Xxxxxxxxx, Grama- tyka i mistyka. Wprowadzenie w teatralną osobność Xxxxxx Xxxxxxxxxxxxxxx, Warszawa 1997, s. 55-114.
21 X. Xxxxxxxxxxxx, Wiwisekcja, s. 17.
22 Ibidem, s. 26.
23 Totemiczny kanibalizm? Powtórzenie mordu na praojcu.
24 Na temat karnawału zob. np. X. Xxxxxxxx, Sztuka a informacja, w: idem, Sztuka a informacja, Kraków 1986, s. 42-54.
On – realium abstrakcji”25. Zanim „On” pojawi się i „przeczesze” niesfornych dysputantów, Xxxxx Prawy mówi: „Istnienie istnie- je, doktorze Kciuku Xxxx i wy, panowie Xxxx Xxxxxx... Gdyby bowiem istnienie nie istniało, istniałoby nieistnienie. Cokolwiek zaś istnieje, istnieniem jest”26. Debata doktorów, coraz bardziej nieuporządkowana, odwołuje się wreszcie wprost do toposu wie- ży Babel: „Pomieszały nam się języki!” – uświadamia w końcu swoim braciom Xxxxx Prawy27. Gdzieś się podział dobry smak. Rozwiązłości obyczaju towarzyszy rozwiązłość językowa, słowo wywołuje lawinę kolejnych słów, zresztą wypowiadanych w róż- nych językach. „Gut is fun a haser a hor!”28
Niepodzielny byt jest dzielony w nieskończoność i w nieskoń- czoność pomnażany. Niczego nie można jednoznacznie rozstrzyg- nąć i poznać29. Zawiłe zdania, symbole, metafory zaciemniają wy- wód doktorów i wystawiają na śmieszność ich starania, by dotrzeć do sedna sprawy. Z labiryntu słów nie sposób uciec, język okazuje się skrajnie „nieprzezroczysty”, okazuje się nie przylegać do rze- czy, jak w „języku adamowym” (mimentycznym, „lustrzanym”) i jedyne wyjście to całkowite zamilknięcie. A jeśli nie umiesz milczeć, musisz błądzić w słowach. Każdego z uczonych mężów wiedzie inna ścieżka, a skrzyżowania tych ścieżek to miejsca nie-
-porozumień, a często – przyznać trzeba – komiczne jest to qui pro quo. Wypowiedzi dysputantów brzmią niedorzecznie, a prze- cież rozpoznajemy w nich echa wywodów zapisane w uczonych księgach. Za każdym, domyślamy się tego bez trudu, stoi właśnie Księga – jakiś autorytet. W rzeczy samej mamy tutaj do czynienia z kłótnią Ksiąg – te miały dawać odpowiedź, tymczasem kwestio- nują się wzajemnie. Lekcja anatomii w teatrze Białoszewskiego okazuje się w „istocie” sporem między przekonaniem, że istnie- je poznanie obiektywne, a więc prawdziwe, takie, które odsłania
25 X. Xxxxxxxxxxxx, Wiwisekcja, s. 18.
26 Ibidem, s. 15.
27 Ibidem, s. 25.
28 Ibidem, s. 27.
29 „Jestem nie jestem/ białe niebieskie/ rozum czy maczek/ zwoje trzepa- czek/ wracam do szpulki/ westchnienie ulgi/ złożoność akcji/ giętkość abstrak- cji...” – ibidem, s. 27.
głęboki porządek bytu, a przeświadczeniem, że każde poznanie jest stronnicze, a zatem cząstkowe; kontyngentne i nieuniwersal- ne30. Trudno zatem o lepszy przykład opisywanej przez Xxxxxxx Xxxxxxxx heteroglosji.
Wędrówki „korytarzami głosów”, zdialogizowanie punktów widzenia, przekonanie, że sens jest niewyczerpany i polifonicz- ny, i że „z końcem dialogu kończy się wszystko”, bo istnieć to
„dialogowo z kimś obcować”31 – Xxxxxxx fascynował wszystkich tych, którzy uważali, że odkąd istnieją słowa, bezpośrednie po- znanie rzeczywistości stało się niemożliwe32. Są tylko rozszcze- piające się w nieskończoność kartki; wachlarz, w którym każde
„pióro” jest zaczątkiem kolejnego wachlarza. Teksty zaszczepia- ją się jeden na drugim, co oznacza, że „wszystko zaczyna się w fałdce cytatu” (chętnie przywoływane dzisiaj sformułowanie Derridy). Żadna wypowiedź nie może zamknąć się w sobie. Ra- zem tworzą jednak „potworną”, bablejską konstrukcję. Przez ję- zyk nie „prześwituje” rzeczywistość; od początku okazuje się ona stekstualizowana. Są teksty – jedne obecne w drugich. Są ślady, z których jeden prowadzi do drugiego. Pojawia się sygnatura, któ- rej odpowiada kontrasygnata (stąd brak monologu). Lecz nie ma uniwersalnych sensów i prawd, które język miałby przekazywać. Są „teksty ekscentryczne” – teksty pozbawione centrum33.
30 Xxxxxx Xxxxx Xxxxxxxxx w książce Efekt inskrypcji. Xxxxxxx Xxxxxxx i literatura pokazuje, że powyższy spór – kluczowy zresztą dla dekonstruk- cji, która ukazuje właśnie mediacyjność wszelkiego ludzkiego doświadczenia – jest „trwałą opozycją dynamizującą dzieje europejskiej kultury” – zob. M. P. Xxxxxxxxx, Efekt inskrypcji, s. 65-77; rozdział Spór (Spur?/ spur?/ spore?).
31 Zob. X. Xxxxxxx, Problemy poetyki Xxxxxxxxxxxxxx, przeł. N. Modze- lewska, Warszawa 1970, s. 381 – czytamy także: „Wszystko jest środkiem, dialog – celem. Jeden głos niczego nie spełnia i nie rozstrzyga”. Por. A. War- miński, Dialogowość u Xxxxxxx Xxxxxxxx jako kategoria hermeneutyczna, w: Nauka o pięknie. Rozprawy z pogranicza estetyki, aksjologii ogólnej i an- tropologii filozoficznej, red. X. Xxxxxxxxxxx, Kraków–Lublin 1990, s. 65-76.
32 Por. np. zdanie „Odkąd istnieją słowa (...) bezpośrednia intuicja nie ma żadnych szans”, które wypowiada Xxxxxxx: cytuję za i w tłum. M. P. Markow- skiego – zob. M. P. Xxxxxxxxx, Efekt inskrypcji, s. 306
33 O utopii języka jako „domu ze szkła” i „tekstach ekscentrycznych” (sfor- mułowanie Xxxxxxxx Xxxxx) pisze x.xx. X. Xxxxxxx, Mimesis krytyczna, w: eadem, Mimesis. Zjawisko i problem, Warszawa 1997, s. 123-151 (zwłaszcza
W Wiwisekcji, „odprawianej” w duchu Saturnaliów, granej na jarmarku, „książkowe” teorie, spetryfikowane formuły wy- powiedzi zostają ujęte w cudzysłów i przedrzeźniają się wzajem- nie. „Wiwisekcja – pisze Xxxxx Xxxxxxxxx – jest bowiem splotem mnóstwa »cudzych« głosów”, stąd w utworze pełno stylizacji; na mowę proroka, na pieśń religijną czy filozoficzny dialog, na dziecięcą wyliczankę, stąd ciągłe zmiany rejestrów: od wysokie- go, uroczystego, do niskiego, infantylnego. Xxx Xxxxxxxxxxxx „nie tyle stylizuje – kontynuuje Xxxxxxxxx – co bada, z dziecięcym zapałem »sprawdza« rozmaite języki poznania”, za ich pomocą uruchamiając „maszynerię kulturowych tekstów i kontekstów”34. Maszynerię w ciągłym ruchu, która nie przestaje przetwarzać da- nych, tworzyć ich permutacji – w nieskończoność, do obłędu. Xxxxxx raz jeszcze: „[Bezbożnicy] Mówią (wiem o tym) o maja- czącej Bibliotece, której przypadkowe woluminy narażone są na nieustanne niebezpieczeństwo zamieniania się w inne, i o tym, że wszystko one twierdzą, wszystkiemu przeczą i wszystko ze sobą mylą, niczym jakieś bóstwo w delirium”35.
Czy da się wykorzenić kontyngentność i ustrukturyzować (unieruchomić) grę znaczących? Czy też w tej grze rozpłynie się byt (to, co „jest”)? Im dalej brną dysputanci, tym bardziej wyda- ją się osuwać w jakąś niepojętą przepaść, gdzie nie ma nic poza bełkotem, miazgą, próchnem. Ich rozmowa, wzięta sama w so- bie, wydaje się prowadzić na bezdroża, niemniej refleksja episte- mologiczna, w którą Xxxxxxxxxxxx angażuje czytelnika, chroni utwór przed bez-sensem. Skądinąd „w rzeczywistości Biblioteka zawiera wszystkie struktury słowne, wszystkie warianty, na jakie pozwala dwadzieścia pięć symboli graficznych, ale nie zawie- ra ani jednej absolutnej niedorzeczności”36. Wiwisekcja spełnia
s. 141 i 150: tamże przypis 39); X. Xxxx, Sylwy współczesne. Problem kon- strukcji tekstu, Warszawa 1984: teksty ekscentryczne wykorzystują technikę kolażu, posługują się parodią – na ten temat zob. także: X. Xxxx, Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Warszawa 1993.
34 X. Xxxxxxxxx, Gramatyka i mistyka, s. 57-58.
35 J. L. Xxxxxx, Biblioteka Babel, s. 99-100.
36 Ibidem.
marzenie o formie absolutnej, w której „usłyszeć by można mu- zykę możliwie największej ilości głosów”37.
Wiwisekcję ukształtowała barokowa retoryka gruzów. Do stanu ruiny doprowadzony został język. Wyobraźnia barokowa
„z upodobaniem kumulująca fragmenty, cząstki”38 wydała na świat „dramat alegoryczny”, który tak wnikliwe analizował Wal- ter Xxxxxxxx. Coś przyciąga do baroku krytycznych obserwato- rów nowoczesności (Xxxxxxxx, teraz Xxxxxxxxxxxx). Coś każe im powrócić do czasów, kiedy retoryka ruin stawiała opór Rozpra- wie o metodzie Kartezjusza, pragnącego podłożyć niezniszczalny fundament pod gmach filozofii39. Usiłują wydobyć konflikt, któ- ry towarzyszył narodzinom nowoczesnego projektu przebudowy świata. „Alegorie są tym dla myśli, czym ruiny są dla przedmio- tów” – pisał Xxxxxxxx. I dodawał: „W alegoriach język, sprowa- dzony do stanu ruiny przestaje po prostu służyć komunikacji”. Xxxxx Xxxxxxxx zaś dopowiada: „Kluczową figurą w barokowym dramacie melancholijnym40 jest trup, czaszka: to do śmierci od- noszą się ostatecznie wszystkie jego alegorie, to ona jest jedynym
»sensem« wytwarzającym wokół siebie znaki”41. W Lekcji ana- tomii Xxxxxxxxxx, na obrazie, do którego Xxxxxxxxxxxx odwołu- je się w swoim minidramacie, leży ciało zmarłego mężczyzny. Obraca się w ruinę, co zapowiada odarta ze skóry ręka, ujawnia- jąca swoje wnętrze42.
37 M. P. Xxxxxxxxx, Efekt inskrypcji, s. 367.
38 Por. X. Xxxxxxxx, O tych, co nigdy nie odnajdą straty, „Res Publica Nowa” 1994, nr 6 (69), s. 34.
39 Por. ibidem, s. 35.
40 Melancholia pojawia się u kresu utopii, dlatego trudno uniknąć tego tematu, mówiąc o wieży Babel. Utopia zarazem (próby uporządkowania świata i nadania mu matematycznej formy), jak zauważa Bieńczyk, bywa lekarstwem na melancholię.
41 X. Xxxxxxxx, O tych, co nigdy nie odnajdą straty, s. 35; zob. X. Xxxxxxxx,
Ursprung des deutschen Trauerspiels, Frankfurt/M. 1993, s. 146-152.
42 Inscenizacja Białoszewskiego jest parodią słynnego obrazu Xxxxxxxxxx Lekcja anatomii, skądinąd barokowego arcydzieła (retoryka ruin odmienia się na różne sposoby, pobrzmiewa w wykładzie na temat anatomii ciała, podczas którego ciało, zanim ulegnie naturalnemu rozpadowi, ulega rozczłonkowaniu).
Na prosektoryjnym stole „zaczyna się” kultura, okazując się – jak pisze Xxxxxx Xxxxx Xxxxxxxxx – „usensownianiem cieles- nej miazgi, cielesnego bezkształtu przez tryby semiotycznej ma- szynerii, zagadywaniem katastrofy, na brzeg której prowadzi nas nasze mięso”43. Mięso – nie-ciało – nie-ciało, które patrzy wzro- kiem nieobecnym – okazuje się możliwością znaczenia. „Począt- kiem” jest trup, podziemie, otchłań, której nie sposób zasklepić;
„otwiera ona (cytuję Xxxxx Xxxxxxxxx) bezkresny łańcuch zastę- powania znaku znakiem, pozbawiony pierwszego ogniwa; pierw- szej obecności oryginału”44. Nie ma odpowiedzi, bo nie ma cen- trum, które kierowałoby ruchem signifiants. W rozproszeniu, na prosektoryjnym stole, zaczyna się kultura, ale dokonuje się też równocześnie podważenie metafizyki obecności.
„Zwłoki stają się ponownie przedjęzykowym, poćwiartowa- nym ciałem, tracąc zarazem jedność narzuconą życiu w stadium lustra” – pisze Xxxx-Xxxxxxx Xxxxxxxx, przypominając o zasłania- niu kirem zwierciadeł w domu zmarłego45. Tłumaczy:
Obyczaje te łączą się w swej prostocie z centralnym doświadczeniem lustrzane- go języka, oddzielającym podmiot od przedmiotu, ja od jaźni, i wyjaśniają, jak pozbawione swego odbicia zwłoki powracają do stanu jakby kazirodczego roz- chwiania, w którym – nie będąc ani podmiotem, ani przedmiotem – nie mogą trafić pod nóż gilotyny signifiants46.
Rozkład zwłok i rozkład języka idą w parze. Walor użytkowy signifiants znika, ale zyskują one wymiar wymienialności: stają się równorzędne wobec innych signifiants w „ramach obiegu czy- stych znaków”47. Aż do tego stopnia, że mowa traci spójność – za- wieszony zostaje na przykład sposób łączenia wyrazów – i zastę- puje ją perwersja językowa, która zresztą, w charakterze rytuału,
43 M. P. Xxxxxxxxx, Ekspozycja, w: idem, Nieobliczalne. Eseje, Kraków 2007, s. 28.
44 X. Xxxxxxxx, O tych, co nigdy nie odnajdą straty, s. 35.
45 J.-X. Xxxxxxxx, Nad otwartym grobem. Semiotyka zmarłego, przeł.
M. L. Xxxxxxxxxx, w: Wymiary śmierci, wybór X. Xxxxxx, Gdańsk 2002, s. 267.
46 Ibidem, s. 268.
47 Ibidem, s. 269.
czasem towarzyszyła czuwaniu przy zmarłym. W domu zmarłe- go odwraca się lub zasłania lustra; ten, którego już nie ma, nie posiada zwierciadlanego odbicia48. Ten, którego już nie ma, nie odbija się też w słowach; signifiants odbijają inne signifiants; „lu- stro chwyta jedynie inne lustra”49, tworzy połyskliwy labirynt od- blasków, powieleń i zniekształceń. I tak, zamiast żałobnej elegii, otrzymujemy utwór parodystyczny.
Mianem anatomii kanadyjski teoretyk literatury Xxxxxxxx Xxxx określił gatunek skądinąd wywodzący się z satyry menippejskiej, która zawdzięcza swą nazwę greckiemu xxxxxxxx Xxxxxxxxxxx z Gadary (IV/III w. p.n.e.). Jej osią są dialog i konflikt poglądów. Dlatego jedną z form menippejskiej satyry stanowi na przykład zainscenizowane sympozjum, w którym pełne erudycji wywody wygłaszają jego uczestnicy (jak chociażby w Wiwisekcji). Bohate- rem negatywnym anatomii jest zaś philosophus gloriosus – pedan- tyczny filozof, przekonany, że wiedza, którą dysponuje, pozwoli mu „wszystko doprowadzić do końca” – wyjaśnić istotę rzeczy50. Philosophus gloriosus chce znaleźć fundament, by na nim zbudować gmach, w którym można zamieszkać, bezpieczny dom pewnego poznania. Gmach budowany przez skłóconych dyspu- tantów rozpada się w miarę tego, im więcej cegiełek dokładają. Im trwalszy fundament starają się podłożyć pod swoją „budow- lę”, tym bardziej babrają się w degrengoladzie materii, świecie przedmiotów podłych i banalnych, których żadna mowa nie zdo- ła uwznioślić. Nie udaje im się pokryć rozkładającego się cia- ła krystaliczną strukturą filozoficznego wywodu, oszlifowaną ze wszystkich stron i doskonałą. „Gmach”, który wznoszą, zmienia się we własną ruinę. W wieżę Babel: dziwadło, kuriozum, grote-
skę, ciało niekształtne, pokraczne – w ciało bestii.
Zdeformowaną bestią, w której ciele uzewnętrzniło się we- wnętrzne wielojęzyczne skołtunienie, był mnich Salwator z po-
48 Ibidem, s. 272 i 269.
49 Por. X. Xxxxxxx, Imperium znaków, przeł. A. Xxxxxxx, wstęp M. P. Mar- kowski, Warszawa 2004, s. 148.
50 X. Xxxx, Rhetorical Criticism: A Theory of Genres, w: idem, Anatomy of Criticism, Princeton 2000, s. 309-312; por. M. P. Xxxxxxxxx, Anatomia cieka- wości, Kraków 1999, s. 8-10.
wieści Umberta Eco Imię róży, kolejnego utworu, gdzie poja- wia się motyw Biblioteki Babel. Postać bez formy – odmieniec, cudak, kaleka, którego fizjonomia odpycha, ale żartobliwy hu- mor intryguje i wabi; wagabunda, który nigdzie nie zagrzał dłu- żej miejsca, zarazem jeden z tych, których wybierano na króla karnawału (po raz kolejny przypomina się Xxxxxxx, a wraz z nim
„świat na opak”). Ten, który mówił językiem z wieży Babel, miał babilońską powierzchowność. Był trochę jak twór Frankensteina, w którym kumulowały się nie tylko różne głosy, ale i fragmen- ty ciał tych, których napotkał podczas swej wędrówki. Trochę jak żywy relikwiarz, który powstał „ze szczątków różnych świę- tych przedmiotów”; asamblaż, w którym przechowuje się szcząt- ki ludzkie, różne fragmenty ciał.
Kiedy później dowiedziałem się o bogatym w przygody życiu Xxxxxxxxx i o rozmaitych miejscach w jakich bywał, nigdzie na zapuszczając korzeni, zro- zumiałem, że mówił wszystkimi językami i żadnym. (...) i pomyślałem raz, że jego język nie był językiem adamowym, jakim mówiła szczęśliwa ludzkość, gdy wszystkich łączyła ta sama mowa, od początku świata aż do wieży Babel, ani też jednym z języków, które wyszły po nieszczęsnym ich rozdzieleniu, lecz właśnie językiem bablejskim z pierwszego dnia po Boskiej karze, językiem pierwotnego pomieszania51.
Mówił wszystkimi językami naraz: słowa czerpał to z tego, to z innego. Używał fragmentów zdań kiedyś usłyszanych. Mieszał to wszystko i mieszał w jakąś amorficzną masę. Podobnie czy- ni ciało naukowe, które tworzą palce-doktorzy z Wiwisekcji. Cia- ło pedagogiczne, samo pozostające odciętym fragmentem ciała, tańczącymi po scenie dłońmi, oddzielonymi od właściciela, któ- re bełtają w bebechach świata, niezdolne zlepić je w porządny kształt. Ich dzieło to pokraczny stwór wymykający się porządko- wi dyskursywnemu.
Wydaje się, że żaden system (filozoficzny, architektoniczny) nie jest w stanie ogarnąć rzeczywistości i wydobyć jej z chaosu. Zawsze rozpada się w konfrontacji z innymi systemami. Xxxxxx
00 U. Eco, Imię róży, s. 56-57.
szukać uniwersalnej „metody”; architektoniczna spójność aktów poznania wydaje się nieosiągalna. Budując sensy, powołując do życia systemy, tworzymy wzory, zawsze jednak są to wzory nie w pełni opanowane, trwają tylko moment, i ulegają modyfikacji, zawsze rozsadzane od wewnątrz przez parykularyzmy, które wy- łamują się nakładanemu nań „prawu ogólnemu”52.
52 Por. X. Xxxxxxx, Mimesis krytyczna, s. 126.
Tekst i płomienie
(...) albo wszystkie książki zawierają się już w Słowie i dlatego należy je spalić, albo są mu przeciwne i należy je spalić tym bardziej.
Xxxxxx Xxxxxxxx0
Na fasadzie Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego zna- lazły się monumentalne tablice z tekstami w różnych językach (il. 2). Na tablicy „greckiej” zacytowano urywek z Fajdrosa Pla- tona, a dokładniej fragment rozmowy między królem Teb Egip- skich Tamuzem a bogiem Xxxxxx – wynalazcą liczb, geometrii, ale co najważniejsze – twórcą liter. Dyskusja dotyczy pisma – dwuznaczności wynalazku, który Teut pragnie rozpowszechnić wśród Egipcjan. Uważa on, że pismo stanowi lekarstwo na pa- mięć. Ale król nie podziela jego zdania. Postrzega pismo jako truciznę, osłabiającą pamięć tych, którzy mu pośpiesznie zaufa- ją. Xxxxx mówi do Teuta:
Teucie, mistrzu najdoskonalszy; jeden potrafi płodzić to, co do sztuki należy, a drugi potrafi ocenić, na co się to może przydać i w czym zaszkodzić tym, któ- rzy się zechcą daną sztuką posługiwać. Tak też i teraz: Ty jesteś ojcem liter; za- tem przez dobre serce dla nich przypisałeś im wartość wprost przeciwną tej, którą one posiadają naprawdę. Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje, bo człowiek, który się tego wyuczy, przestanie ćwiczyć pamięć; zaufa pismu i będzie sobie przypominał wszystko z zewnątrz, ze znaków obcych jego
1 X. Xxxxxxxx, Język bez końca, przeł. M. P. Xxxxxxxxx, w: idem, Powie- dziane, napisane. Szaleństwo i literatura, wybrał i oprac. T. Komendant, War- szawa 1999, s. 79.
istocie, a nie z własnego wnętrza, z siebie samego. Więc to nie jest lekarstwo na pamięć, tylko środek na przypominanie sobie2.
Dar czy przekleństwo? Pożytek czy szkoda? Równie istotna wydaje się dalsza część historii, gdzie Xxxxx określa pismo jako pozór mądrości, nie zaś mądrość prawdziwą. Z perspektywy króla wynalazek Teuta stanowi narzędzie może i przydatne, ale zwod- nicze. Analizując tekst Xxxxxxx, Xxxxxxx Xxxxxxx podkreślał ów nierozstrzygalny dylemat – pismo to farmakon, który może stać się zarówno lekarstwem, jak i trucizną3. Zdaniem króla pismo xxxxxxxxxxx pamięć. Jako obce pamięci żywej naśladuje ją tylko, i to dość nieudolnie; stoi więc w opozycji do prawdziwej wie- dzy i bliżej mu do mniemania. Xxxxxxx ze szczególną uwagą tro- pi momenty, w których – jak sądzi – Xxxxxx pragnie zniszczyć dwuznaczność farmakonu. Po pierwsze, głos króla (tego, który reprezentował samego Boga Xxxxxx) wydaje się ważniejszy. Po drugie, pismu przeciwstawiona zostaje mowa. Pismo stano- wi do niej dodatek; to zjawa, coś „zewnętrznego” wobec isto- ty, której pismo nie posiada. Wreszcie – pismo to coś martwego. Xxxx Xxxxxxxxx pisze: „»Żywa pamięć« jest dla Xxxxxxx czymś wewnętrznym, będącym w bezpośrednim kontakcie z umysłem, z kolei przypomnienie, które dokonuje się za pośrednictwem zna- ków, jest czymś zewnętrznym i jednocześnie martwym. Opozy- cja ta więc automatycznie uruchamia następną: życie – śmierć”4. Xxxxxxxx posiada jak gdyby władzę nad śmiercią, ponieważ za- stępuje tego, który stał się nieobecny. Powiedzieć można, że to, co martwe, służy podtrzymywaniu życia.
Xxxxxxx zastanawia się tylko, dlaczego Xxxxxx nie zauważył sprzeczności, pisząc, że pismo fałszuje pamięć, że narusza we- wnętrzność (integralność) pamięci. Jako coś zewnętrznego (ob- cego) nie powinno bowiem mieć takiej mocy. Jednak skoro Pla- ton przypisał pamięci życie, to uznał ją tym samym za skończoną,
2 Xxxxxx, Fajdros [274e7-275a6], przeł. X. Xxxxxxxx, w: idem, Dialogi, Warszawa 1993, s. 64.
3 X. Xxxxxxx, Farmakon, przeł. X. Xxxxxxxxxxx, w: idem, Pismo filozofii, wybrał i przedmową opatrzył X. Xxxxxxxx, Kraków 1992, s. 39-61.
4 X. Xxxxxxxxx, Dekonstrukcja i interpretacja, Kraków 2001, s. 387.
Tekst i płomienie 41
a zatem daleką od doskonałości; dopuścił więc zarażenie wnętrza pamięci zewnętrzem pisma. Pismo to wręcz pierwotne zewnętrze pamięci, która od zawsze potrzebuje znaków, by przypomnieć so- bie coś nieobecnego. Ponadto to na piśmie zapisane zostało oskar- żenie pisma. Xxxxxxx ujawnia, jak niespójna jest konstrukcja Pla- tona. „Podwójność” farmakonu stanowi lekarstwo / truciznę na binarny system, który organizuje metafizykę. Farmakon nie pod- porządkowuje się opozycjom, chociaż otwiera ich możliwość5.
Podtrzymywanie wyższości żywej pamięci nad jej protezą, czyli pismem, ma u Xxxxxxx charakter ideologiczny. Szkodliwość pisma wynika z przyjętych w dyskursie założeń. Założeń o dale- kosiężnych konsekwencjach, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to mechanizm cenzury – w tekście Derridy rozmontowany – czy- ni pismo nośnikiem fałszywych treści. Cenzura stanowi bowiem jeden z najjaskrawszych symptomów logocentryzmu – zauwa- żają Xxxxxxx Xxxxxx i Xxxxxxx Xxxxxxx, autorzy Maszyny do pisania – wiary, że istnieje coś poza pismem, że pismo można wymazać w imię żywej pamięci (mowy, prawdy). Przekonania fałszywego, bo tusz cenzora znów staje się pismem, podobnie jak pismem było oskarżenie Xxxxxxx przeciwko pismu6.
„Ludzie pisma” – sofiści – wydają się starożytnemu filozofo- wi podejrzani. To pozoranci i symulanci. Jednak – zastanawia się Xxxxxxx, tropiąc u Xxxxxxx kolejną niekonsekwencję – czyż oskar- żenie pisma nie wywodzi się właśnie z sofistyki, z nakazu ćwi- czenia pamięci, przez sofistów przecież zalecanego? Ci, którzy posługują się biegle słowem, najlepiej znają pułapki słów i potra- fią je wytropić w tekstach. Tyle Xxxxxxx, ale zauważmy, że histo- ria zapisana w słowach, pamięć pokoleń zawarta w księgach, to poligon doświadczalny, na którym odkrywa się performatywną moc słów; to, jak dzięki nim jeszcze-nie-rzeczywistość się urze- czywistnia. Wynalazek Teuta – litery – stanowią bowiem także ce- giełki na placu budowy. Ten wynalazek to skrzynka na narzędzia, którymi przychodzi budować świat. Cenzura strzeże zaś rzekomo
5 Por. ibidem, s. 387, 393.
6 Zob. X. Xxxxxx, X. Xxxxxxx, Maszynadopisania. Odekonstruktywistycznej teorii literatury Xxxxxxxx Xxxxxxx, Warszawa 1992, s. 108.
jedynego, najlepszego projektu. Dlatego pamięć pokoleń przecho- wana w bibliotekach w imię prawdy cenzora może zostać uznana za fałszywą i zniszczona. Lecz li tylko z jego punktu widzenia – cenzora kurczowo uczepionego logocentryzmu, bo w rzeczywi- stości biblioteka – jak pismo, którego nie da się ostatecznie prze- kreślić – jest wiecznotrwała.
Obraz księgi trwalszej niż kamienie, z których powstają mury miast, zadomowił się w naszej kulturze. Xxxxxx Xxxxxxxx przyta- cza w jednym ze swoich tekstów fragment przedmowy wydaw- cy do utworów Ayrera:
Zważywszy, że piramidy, kolumny i obrazy z różnych materiałów niszcze- ją pod wpływem czasu, zostają przemocą uszkodzone albo nawet całkowicie zniszczone... że również całe miasta mogą się zapaść, zawalić i zostać zala- ne wodą, natomiast pisma i książki wolne są od takiego losu, ponieważ to, co w jednym kraju lub miejscu ulegnie zniszczeniu, znajdzie się łatwo w wielu in- nych i niezliczonych miejscach, dlatego też, o czym mówi wielu ludzi, nie ma nic trwalszego i bardziej nieśmiertelnego jak właśnie książki7.
W podobnej tonacji utrzymany został kolejny cytat. Tu księ- gi występują w roli cegiełek gmachu-labiryntu, który następnie określony zostaje jako wieża Babel:
Gmach ten jest kolosalny. Ktoś, kto para się statystyką, obliczył, że gdyby uło- żyć jeden na drugim wszystkie tomy, jakie wyszły spod prasy drukarskiej od czasów Xxxxxxxxxx, wypełniłaby się przestrzeń dzieląca ziemię od księżyca; lecz nie o takiej wielkości chcemy mówić. Kiedy usiłujemy zgromadzić w my- śli w jeden ogólny obraz wszystkie wytwory druku, jakie się aż do naszych dni pojawiły, czyż całość ta nie staje przed nami niby ogromna, wsparta na całym świecie budowla, przy której ludzkość pracuje bez przerwy, a której niesamo- wita głowa gubi się wśród głębokich mgieł przeszłości? Jest to mrowisko umy- słów. Jest to ul, dokąd wszystkie wyobraźnie, te pszczoły złote, przylatują za swoim miodem. Gmach ma tysiące pięter. Tu i tam widać wejścia do ciemnych
7 X. Xxxxxxxx, Dramat tragiczny i tragedia, przeł. X. Xxxxxxx, „Literatura na Świecie” 1995, nr 3 (184), s. 97 ([Xxxxx] Xxxxx, Dramen, hrsg. von Xxxxxxxx xxx Xxxxxx, t. 1, Stuttgart 1865, s. 4).